Annopol – ropiejący wrzód Warszawy

Publicystyka

Baraki na Annopolu / FOT. NAC

Tekst autorstwa: Piotr Ciszewski

Przedwojenna Warszawa była miastem kontrastów. Poza reprezentacyjnymi ulicami oraz wytwornymi kamienicami zamieszkiwanymi przez bogaczy istniało miasto pełne ciemnych zakamarków, przeludnione i biedne. Większość warszawiaków mieszkała w fatalnych warunkach, jednak istniały miejsca tak mroczne, że sama ich nazwa rodziła lęk i obrzydzenie. Należało do nich osiedle baraków na Annopolu.

Budowa osiedla dla bezdomnych

Położone po praskiej stronie Wisły zaczęto budować w roku 1927. Było to wynikiem ustawy z roku 1923. Wedle tego prawa wszystkie gminy miały zapewnić pomoc bezdomnym. Ustawodawcy nie sprecyzowali jednak, na czym miałaby ona polegać. Większość gmin budowała więc domy dla bezdomnych oraz tymczasowe osiedla barakowe. W Warszawie największe istniało na Żoliborzu. Wobec rosnącej skali biedy oraz bezdomności stołeczny magistrat podjął się stworzenia nowego osiedla dla potrzebujących. Publicyści oraz przedstawiciele warszawskiej lewicy podnosili także kwestię niehigienicznych i niehumanitarnych warunków panujących w żoliborskich barakach, w których mieszkało wówczas ponad 1500 osób.

Inwestycje zaczęto realizować na terenach tuż poza granicami miasta, gdzie grunt był tani. Ówczesny wiceprezydent miasta Zygmunt Słomiński zapowiedział, że budynki będą stawiane „metodą willową”. Każdy miał być murowany i posiadać przydomowy ogródek. Samorząd zapewniał również, że w każdym mieszkaniu będzie kwaterowana tylko jedna rodzina, odchodząc od stosowanych w żoliborskich barakach praktyk tłoczenia w jednej izbie tylu osób, ile się tylko da.

Szacowano, że na Annopolu w kilkudziesięciu murowanych barakach zamieszka do 3 tysięcy osób. Na miejscu będą miały posterunek straży ogniowej, dostęp do wodociągu, świetlicę, a docelowo także szkołę i przedszkole. Na osiedle mieli trafiać eksmitowani z budynków czynszowych, a także wysiedlani z kamienic znajdujących się w złym stanie i przeznaczonych do rozbiórki.

Sytuacja powinna być według władz tymczasowa. Planowano, że rozpoczęte zostaną nowe programy budownictwa czynszowego. Mieszkańcy Annopola trafią wówczas do nowych domów, a baraki posłużą pracownikom wielkiej rzeźni, której budowę zaplanowano w okolicy.

Pryśniecie fikcji obietnic magistratu

Pierwsze grupy mieszkańców były nawet zadowolone z przeprowadzki. Należeli do nich świadomi swojej siły robotnicy. W styczniu 1928 roku przystąpili do negocjacji z miejskim magistratem. Żądali zatrudnienia przy pracach interwencyjnych, finansowanych przez państwo, odbywających się w okolicy Annopola. Domagali się również zwolnienia bezrobotnych z płacenia czynszów do czasu znalezienia zatrudnienia.

Życie bardzo szybko zaczęło weryfikować plany miejskiego samorządu. W roku 1928 kolonia annopolska liczyła 35 baraków. Tylko 10 zostało, zgodnie z zapewnieniem, zrealizowanych jako murowane. Resztę zbudowano całkowicie z drewna. Fikcją okazały się przydomowe ogródki oraz zasada kwaterowania rodzin w osobnych mieszkaniach. Administracja zaczęła także segregację narodową mieszkańców. Niektóre baraki przeznaczono wyłącznie dla Żydów.

Problemem okazało się przeludnienie kolonii. Nie minął nawet rok jej funkcjonowania, gdy osiągnęła swoją docelową liczbę 3 tysięcy mieszkańców. Tymczasem potrzebujących przybywało, więc kwaterunek zagęszczano, a baraki przewidziane początkowo na świetlicę czy umywalnie również przeznaczono dla bezdomnych.

W latach wielkiego kryzysu początku lat 30. XX wieku kolonia stała się siedliskiem przestępczości, patologii i skrajnej nędzy. Pomimo pogarszających się warunków życia władze oczekiwały od jej mieszkańców opłacania niemałego czynszu. Za mieszkanie jednoizbowe płacono 25 złotych miesięcznie, podczas gdy za dwuizbowe 40. Była to kwota niebagatelna w czasach, gdy pensja robotnika na etacie wynosiła około 200 zł, natomiast pracownicy sezonowi zarabiali znacznie gorzej. Tych, którzy nie płacili, wyrzucano do domów dla bezdomnych lub na bruk.

Miejski samorząd próbował bagatelizować problemy mieszkańców Annopola. Doktor Czesław Wroczyński z warszawskiego Wydziału Opieki Społecznej twierdził nawet, że ich zdrowie jest lepsze niż innych warszawiaków, ponieważ „przebywają na świeżym powietrzu”.

Żoliborz barakowy

Czas czytania: 8 minut

Przeczytaj również...

Żoliborz barakowy

Tragiczne warunki bytowe

W latach 30. XX w. na Annopolu żyło już około 11 tysięcy osób. W większości nieubezpieczonych, wykonujących doraźne prace, niemających dostępu do bieżącej wody, dobrze zbudowanych ustępów czy umywalni.

Justyna Budzińska-Tylicka, warszawska lekarka, stołeczna radna i działaczka Polskiej Partii Socjalistycznej tak pisała o baraku zaplanowanym jako świetlica, a zmienionym na budynek mieszkalny:

„Podłogi nie położono, wielkich dziur okiennych nawet nie oszklono, ani na zimę niczym nie zabezpieczono, nawet deskami; nie ma sufitu, ściany nieotynkowane, nie ma pieców; wilgoć nie do opisania, deszcz leje się do wewnątrz bez żadnej przeszkody; po kątach tego długiego i szerokiego »schroniska« - gnojówki po pozostałych gnijących kartoflach lub gnojówki z odpadów żyjących tu dwudziestu ośmiu rodzin”.

W latach 30. warszawski samorząd wycofał się z wielu dotychczasowych form wsparcia dla mieszkańców Annopola. Pogorszyło się na przykład już wcześniej fatalne wyżywienie wydawane im w ramach pomocy społecznej. „Mówiłam z mieszkańcami baraków, widziałam matki zżarte gruźlicą i zmorzone głodem dzieci. Widziałem łzy w oczach ojca, niezdolnego wyżywić rodziny pracą zdrowych i chętnych rąk. Jadłam zupę, którą ci ludzie z kuchni dla bezrobotnych, jako całodzienne pożywienie dostają — i dotychczas prześladuje mnie jej smak” pisała w roku 1933 w reportażu "Annopol, miasteczko bezdomnych" dziennikarka „Kuriera Warszawskiego”.

Działalność polityczna mieszkańców Annopola

Fatalne warunki bytowe rodziły opór. Część mieszkańców popadała w beznadzieję, jednak w annopolskiej kolonii toczyła się również walka polityczna. Tamtejsze struktury dzielnicowe Polskiej Partii Socjalistycznej były uważane za jedne z najbardziej radykalnych i rewolucyjnych w Warszawie. Swoją agitację prowadzili również komuniści przekonujący lokalny PPS do opowiedzenia się za strategią jednolitego frontu oraz współpracą z Komunistyczną Partią Polski. W wśród ludności żydowskiej funkcjonowała także lokalna struktura socjalistycznego Bundu.

Mieszkańcy Annopola brali udział w warszawskich demonstracjach pierwszomajowych. W roku 1934 wystąpili pod transparentem „Tanich i zdrowych mieszkań”.

"Ropiejący wrzód"

W drugiej połowie lat 30. nasilił się w kolonii problem przestępczości. W raportach warszawskiego magistratu szacowano, że 10% ludności kolonii to „element kryminalny”. Urzędnicy narzekali także na to, iż mieszkańcy Annopola niewiele robią, aby poprawić swoją sytuację, a na przykład rozdawany im chleb sprzedają okolicznym chłopom, rzekomo, aby mieć pieniądze na wódkę. Kolonię przedstawiali jako „ropiejący wrzód”. Takie stygmatyzowanie mieszkańców powodowało, że jeszcze trudniej było im znaleźć pracę i inne mieszkanie. Ten, kto trafiał na Annopol, musiał zmagać się z jego mroczną opinią.

Kolonia na Annopolu działała również podczas II wojny światowej. Spłonęła podczas radzieckiej ofensywy w roku 1944. Po wojnie część jej mieszkańców powróciła, aby odbudować baraki. Istniały one do lat 60. kiedy to poprawiła się sytuacja mieszkaniowa. Dotychczasowych mieszkańców przeniesiono do lepszych lokali, a baraki rozebrano, aby zrobić miejsce dla magazynów i fabryk.

Czytelniku! Nie przegap naszego następnego artykułu

Podziel się swoją opinią!

Pamiętaj o tym, by zachować się kulturalnie dyskutując z innymi czytelnikami.


0 Komentarzy

Bądź pierwszy! Zostaw swój komentarz pod tym artykułem.