Wykradziono jej nagie zdjęcia i poszła na policję. “Zmieszali mnie z błotem” [WYWIAD]

Tekst autorstwa: Piotr Starczewski

„Chcę by moja historia była usłyszana”. Dramat dziewczyny z jednej z podlaskich wsi. Haker włamał się jej na konto i domagając się pieniędzy, rozsyłał jej nagie zdjęcia członkom rodziny. Udała się na policję. Tam obdarto ją z wszelkiej godności. „On mnie nawet nie wylegitymował, tylko pierwsze co poprosił: »pokaż te zdjęcia«”

Kradzież konta

Ewa (imię zmienione) to młoda studentka mieszkająca na wsi na Podlasiu. Trzy tygodnie temu padła ofiarą hakera, który ukradł jej konto na Facebooku. Wraz z kontem uzyskał dostęp do wszystkich konwersacji, jakie prowadziła na przestrzeni lat za pomocą tej platformy.

Z początku haker wykorzystywał skradzione konto do prób wyciągnięcia pieniędzy, podszywając się pod Ewę. Gdy to nie wypaliło, zaczął się szantaż. Dokopał się bowiem do konwersacji z byłym chłopakiem Ewy, gdzie znajdowały się różne intymne treści.

Rozmowa Redaktora z Ewą.

Czy opisałabyś od początku, co się wydarzyło?

Sytuacja miała ogólnie miejsce około 3 tygodnie temu. Nie miałam wtedy w ogóle dostępu do swojego konta (na Facebooku) i zobaczyłam, że mama do mnie dzwoni. Byłam bardzo zaniepokojona, bo dzwoniła kilka razy pod rząd. Okazało się, że ktoś próbował wyłudzić od niej pieniądze przez moje konto.

I ona wdała się w dyskusję z tą osobą. Napisała w konwersacji tej osobie czy ona sobie żarty robi. I ta osoba, w chamski sposób, że tak powiem, posłużyła się moimi nagimi zdjęciami z moim byłym partnerem. Wysłała jej moje nagie zdjęcie.

Następnie moja mama powiedziała tej osobie, że idzie na policję. No ale dla tej osoby to było wystarczająco, żeby się rozzłościć. I poleciał jeszcze grubiej, czyli jeszcze kilka zdjęć wysłał. I powiedział, że będzie rozsyłał dalej, jeśli moja mama nie da jej pieniędzy. No i zaczęła się akcja… Zaczął pisać do mojej przyjaciółki. Jej co prawda nie wysłał takich zdjęć, tylko jedno z takich normalnych. I jak on jej wysłał zdjęcie, to ona od razu próbowała mnie informować.

No i później zaczęła się kolejna sytuacja… poszło do mojego brata kilka ciekawych treści. I też zaczął się szantaż odnośnie pieniędzy.

Głównie miało to podłoże finansowe początkowo. Taki miał chyba zamiar. Ale no później było to bardziej niepokojące, bo… no zaczął wywlekać jakieś bardziej osobiste rzeczy z moich konwersacji. Jakieś nawet wiadomości pisane tak jakby już wcześniej zdążył trochę przeczytać, zorientować. Tym bardziej że te zdjęcia, które wysyłał, to nie były jakieś świeże, czy coś. To były zdjęcia które były, boże… pierwsze zdjęcia wysłane przeze mnie. To naprawdę było bardzo dawno temu, bardzo długo musiał tego szukać.

Czyli byłaś na nich jeszcze nieletnia?

Tak, to prawda.

Wizyta na komisariacie

Ewa od razu jeszcze tej nocy pojechała na najbliższy komisariat policji. Policjanci na nocnym dyżurze poinstruowali ją, aby zjawiła się następnego dnia. To wtedy właśnie zaczął się dramat.

I poszłaś z tym na policję?

Od razu jak ta sytuacja się działa, to ja próbowałam się logować do tego konta, ale mnie wywalało cały czas. I ta osoba bardzo się bała, że ja się loguję i próbowała zacierać swoje ślady. Ale się nie udało na szczęście.

No i pierwsze co zrobiłam, to nawet nie patrzyłam na okoliczności — od razu pojechałam na policję na komisariat u mnie we wsi. I tam była nocna pomoc, co nocne interwencje przeprowadzają. Była tam kobieta całkiem miła i mężczyzna dosyć młody, też miły. Nimi byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, bardzo mi pomogli i powiedzieli, żebym się stawiła na drugi dzień, na policji. Wtedy się zaczęło gorzej zdecydowanie…

Wspomniałaś przedtem, że zaczęli cię obrażać tam, że to twoja wina…

Tak to prawda. Dlatego, że jak na drugi dzień tam przyszłam, to byłam tam wtedy w towarzystwie mojego byłego chłopaka. Bo poinformowałam go o tej całej sytuacji i on czuł się odpowiedzialny, żeby się tam ze mną stawić. No to jemu, zacznijmy od tego, nie pozwolili się w ogóle odezwać.

I też bardzo lekceważąco podeszli do mnie, bo o jakaś dziewczynka przyszła, głupoty wymyśla, bo ktoś się jej włamał na konto i robi wielkie problemy — bo tak się dało dosłownie wywnioskować z ich tonu głosu i sposobu wypowiedzi. I jak już miałam rozmawiać z tym policjantem z dochodzeniówki, to on też nie przeprowadził tego właściwie.

Bo dzień wcześniej, wtedy gdy to się stało, to pierwsze co to mnie wylegitymowali. Wzięli mój dowód i przypisali mnie, że przyszłam i takie zgłoszenie było. A on mnie nawet nie wylegitymował, tylko pierwsze co poprosił „pokaż te zdjęcia”. No i przeglądał to w telefonie moim, poszedł sobie gdzieś, powiedział, że musi załatwić pilne sprawy i zawołał mnie jeszcze raz do biura.

Początkowo drzwi były otwarte w tym biurze. Ani zamknięte na klucz, ani w ogóle, po prostu uchylone. Ale jak już zaczęliśmy rozmawiać na temat tego, co się stało. Na temat tego, że to nie jest tylko wyłudzenie, ale dotyczy też rozsyłania takich treści — to zamknął drzwi na klucz ten facet, siadł naprzeciwko mnie i powiedział słowa, które brzmiały następująco: „Co ty sobie wyobrażałaś, robiąc takie zdjęcia? Chciałaś zabłysnąć? Chciałaś się pochwalić? Później twój chłopak będzie chodził i pokazywał kolegom, co to jego dziewczyna dla niego nie zrobiła”.

I zaczął prawić morały tego typu. Zauważam, że było to bardzo nie na miejscu… i po prostu się rozpłakałam, bo nie wytrzymałam tej presji. Ten człowiek nie okazał mi jakiejś większej empatii, nic. Tylko jeszcze bardziej obwiniał za tę sytuację i zaczął opowiadać swoje historie z życia, że a to on jakby on miał dostęp do konta swojej byłej dziewczyny, to on nie wie co, by się wydarzyło. Że być może pokazałby komuś te zdjęcia i dlatego ja muszę być bardzo ostrożna, bo pójdę kiedyś na imprezę i ktoś będzie wiedział, że wysyłałam takie treści do mojego byłego i mogę spodziewać się różnych konsekwencji.

Myślałam, że skoro poprzedniego dnia spotkałam spoko osoby, że skoro mnie miło przyjęli w dzień tego zdarzenia to, że przyjdę tam i może będą nawet te same osoby, że no zajmą się tym jakoś. A zamiast tego usłyszałam dużo przykrych takich rzeczy. Po czym później jak chciałam powiedzieć więcej, że halo no kurde to są nagie zdjęcia, to są takie treści, że ja się boję, że to gdzieś trafi. Że jednak mam dowody, że ta osoba próbowała się wcześniej włamać na to konto. Bo w noc tego wydarzenia szukałam wszelkich informacji na swoim Facebooku i widziałam, że były jakieś maile nieodebrane. No i ten policjant powiedział mi, że no w sumie to sama się przyczyniłam do takiej sytuacji, że sprowokowałam tę sytuację.

I co dalej się działo?

No i później jak ten lincz na mnie się uspokoił, to zapukał drugi policjant do drzwi i zapytał, dlaczego te drzwi są zamknięte. To ten pierwszy zaczął się tłumaczyć, że „przeciąg jest” i że nie chce, aby „jakieś uszy słyszały to, co on mówi”. A chodziło mu o mojego chłopaka, bo nie chciał, żeby wiedział, że on takie rzeczy mi mówi. Nie chciał, żeby to co mówi, wyszło na światło dzienne. Ja żałuję, że nie wzięłam nagrywania żadnego, że nie pomyślałam o tym.

I potem dopiero jak ten policjant wyszedł, to przeszliśmy do spisywania protokołu zdarzenia. Dopiero, pomimo że ta rozmowa trwała spory czas. Powinno się to znacznie szybciej wydarzyć. No to w tym protokole też bardzo olewawczo do tego podchodził, nie brał tego dosyć na poważnie. I dopiero jak ja zaczęłam mu coraz bardziej te dowody przytaczać, że takie coś miało miejsce, pokazywać adresy IP itd. to on dopiero zapytał się mnie ile mam lat. I wziął dowód ode mnie.

Czyli sprawa została potraktowana jako niezbyt poważna?

TOTALNIE olana. Nie dość, że mnie wtedy ośmieszył, bo czułam się wtedy masakrycznie to potem z tym dowodem i tym ile mam lat i z tym że jednak uważam, że jak ja mówię temu panu, niezależnie czy to policjant, sędzia czy ktokolwiek, ja go prosiłam „no proszę się tym zdjęciom nie przyglądać, proszę, no to są po prostu dowody w sprawie, proszę się na nie nie patrzeć, kto będzie widział, ten będzie widział, pan i tak się tym nie będzie zajmował”. No bo nie zajmuje się tym on tylko prokuratura. No to on po prostu zobaczył to kilka razy. I patrzył na to. I było mi wstyd, wstydziłam się bardzo tego.

Wspomniałaś, że było je widać na ekranie komputera?

On miał taki komputer z rzutnikiem. I po prostu jak ja mu wysłałam te zdjęcia, to początkowo wysłałam mu je na pocztę z imieniem i nazwiskiem. Dopiero później wpadł na pomysł „a słuchaj, to może zgramy to bezpośrednio na komputer”. I no podczas tego zgrywania na komputer to było wyświetlone, mimo że nie życzyłam sobie, aby to było pokazywane. Bo mógł to po prostu zostawić i nie otwierać, wydrukować ten protokół i tyle…. To musiał to wyświetlić. Ja to widziałam i mówiłam, że proszę tego nie pokazywać, ja się wstydzę a on na to „nie ma się czego wstydzić”. Takim tekstem…

I tam dwie osoby były poza tobą w tej sali?

Byłam ja i ten policjant i na chwilę tylko wszedł ten drugi policjant wtedy. No ale to też, na ekranie BYŁO to zdjęcie. No i jednak też poczułam się, że tak powiem, ośmieszona.

A ten kontakt co on ci podał. Mówiłaś, że miałaś najpierw wysłać to normalnymi kanałami, a on później ci inny e-mail podał?

Tak. On sam nie wiedział gdzie konkretnie mam mu to wysłać. Gdzie mam mu przekazać te materiały. I ja mu mówię, gdzie mam panu je przekazać. To on mi podaje jakąś pocztę, imię i nazwisko i tak dalej. Wysłałam mu na pocztę. A on do mnie, że a na pocztę nie, na pocztę może lepiej nie wysyłać. Ja mu mówię, że za późno, już wysłałam. To on, że a to podepnie pani jeszcze telefon. Nie wiem co sądzić o tej sytuacji. Bardzo nieprofesjonalne to było.

W sumie ile razy byłaś na policji? Czy byłaś jeszcze później?

Na tym komisariacie u mnie byłam tylko jeszcze jeden raz, potem poszłam do prokuratury. Ale do prokuratury jako tako zarzutów mieć nie mogę. Działają jak działają, ale nie potraktowali mnie w ten sposób co ten pan.

Czy odnaleziono tego człowieka, hakera?

Z tego co wiem, to nie odnaleziono go jeszcze, podejrzenia jakieś są, ale go nie odnaleziono jeszcze. Aczkolwiek może zobaczymy, może coś się uda. Bo to mogło trafić w różne miejsca. I prawdopodobnie ten ktoś mógł sobie zapisać tę konwersację. Bo przejrzał sobie ją dogłębnie. Zdjęcie po zdjęciu…

Czy planujesz jakieś kroki prawne w związku z tym, jak zostałaś potraktowana?

Z doświadczenia wiem, że trudno coś z nimi zrobić. To są wiejscy policjanci. Tam nawet kultury na tym komisariacie nie było. Siedzę ja, siedzą jacyś ludzie, a oni przeklinają na głos i są wulgarni.

Ale czy będę coś robić stricte? Jeśli prokuratura nie potraktuje tego na tyle poważnie i zostanie to zamiecione pod dywan, to zamierzam podjąć jakieś kroki. Bo jednak najadłam się dużego wstydu w tej wiejskiej policji i uważam, że to było bardzo złe.

*

Nie jest sama.

Takich sytuacji z pewnością jest o wiele więcej. Trudno jest jednak o nich usłyszeć. Osoby padające ofiarą przestępstw na tle seksualnym często boją się mówić o tym, co im się przytrafiło. Jest to lęk uzasadniony, gdyż nieraz obwinia się właśnie osoby poszkodowane, a nie sprawców. Tak jak to miało miejsce na wspomnianym komisariacie.

Ewa powiedziała, że takie doświadczenie dobrze zweryfikowało jej znajomości, także w gronie rodziny. Na szczęście mówi, że ma wsparcie pozostałych przyjaciół i nie poddaje się. Koniecznie chce, aby jej historia została usłyszana.