Co dalej z Pocztą Polską? Prywatyzacja to nie rozwiązanie

Publicystyka

Poczta / Flickr, autor: Adam Baker

Tekst autorstwa: Rafał Majnert

Po wymianie zarządu na poczcie zapowiedziano wprowadzenie gigantycznych cięć. Według przecieków mówi się o redukcji nawet 10 tys. etatów spośród 63 tys. obecnie zatrudnionych. Poczta oficjalnie zaprzecza, mówi o potrzebnej restrukturyzacji, ale związki zawodowe usłyszały podobny komunikat na spotkaniu z zarządem.

Nowa ekipa już bierze się do władzy i gdy ekspresowo przepchnięto przez sejm 24 miliardy złotych na kredyt 0% — który, nie oszukujmy się — opłaci się przede wszystkim bankom i deweloperom, jednocześnie mówi się o oszczędnościach w innych miejscach. Narracja o PiS-ie, który zrujnował wszystko, co da się w państwie, niezależnie czy rzeczywiście tak mocno, jak się mówi, stanowi dobre wyjaśnienie na podjęcie działań. Nie pomaga też fakt, że poczta nie posiada w naszym państwie dobrej renomy, za sprawą z roku na rok spadającej jakości usług — o czym alarmują także od lat sami pracownicy.

Polityczna gra z Pocztą jako zakładnikiem

Miniony rok spółka zakończyła pod kreską (mowa o stracie rzędu 787 mln złotych) i rząd przegłosował pakiet ratujący, który zwiększałby wynagrodzenie z tytułu pełnienia roli powszechnego operatora pocztowego.

Tutaj jednak Andrzej Duda skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie powołał się na nielegalne wykluczenie z obrad Wąsika i Kamińskiego. Ustawa też musiała czekać na zielone światło z Brukseli, bo poprzedni rząd nie dopełnił formalności związanych z akceptacją przez Komisję Europejską dofinansowania naszej poczty.

Poczta więc ze swoim społecznym znaczeniem oraz dziesiątkami tysiącami pracowników stała się zakładnikiem toczących się rozgrywek politycznych. To pokazuje, że PO-PiS tej roli nie widzi, tak jak choćby potrafi dogadać się w przypadku zakupu militariów ze Stanów Zjednoczonych.

Pocztowcy idą na strajk

Do tej społecznej roli odwołują się za to pracownicy poczty zrzeszeni w licznych związkach zawodowych. W ramach etapu mediacji dostali skandaliczną propozycję — zgodę na podwyżki pod warunkiem przeprowadzenia redukcji etatów.

Roztropnością wykazali się choćby związkowcy z NSZZ Listonoszy Poczty Polskiej, bo od razu wysłali zapytania do różnych oddziałów krajowych, odnośnie zdolności obsługi rejonów w warunkach zmniejszonej ilości pracowników. Odpowiedź poczty można określić jako klasykę gatunku: każda decyzja podjęta będzie po odpowiednim przeanalizowaniu sytuacji.

Pocztowcy na 18 maja zapowiedzieli dwugodzinny strajk ostrzegawczy. 80% całej załogi otrzymuje pensje minimalne, a reszta od dawna nie widziała podwyżek. Związkowcy alarmują także o możliwości wypowiedzenia Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy i spodziewają się sytuacji do analogicznej z 2014 roku, gdy nowo wypracowany układ był już dużo mniej korzystny dla pracowników.

Związki dają jednak czas zarządowi Poczty Polskiej do 8 maja na przygotowanie propozycji wzrostu wynagrodzeń. Prędzej jednak można spodziewać się złych wiadomości, bo w najbliższych tygodniach, jak poinformował minister aktywów państwach Borys Budka, ma być przedstawiony plan „naprawy” spółki.

Powolne zejście na dno

„Poczta Polska jest jedną z najsmutniejszych firm w Polsce” — skomentował sprawę dla Faktów i Analiz Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związkowej Alternatywy. Dodaje on również, że:

Większość pracowników zarabia zaledwie płacę minimalną, zarząd tnie etaty pomimo deficytów zatrudnienia na wielu stanowiskach, a największe zakładowe związki zawodowe są skorumpowane i bierne. Poczta więc idzie na dno i wydaje się, że nikomu to dotychczas nie przeszkadzało.

Niewątpliwie zmiany są potrzebne, natomiast powinny być one przewidywalne dla pracowników, a ich celem powinno być poprawa jakości usług i poprawa warunków pracy zatrudnionych. Niestety wygląda na to, że kolejne pomysły zmian nie uwzględniają ani interesów klientów, ani pracowników. Nie ma planów modernizacji, a raczej reformy idą w kierunku zwijania się Poczty i dalszego pogarszania jakości usług oraz warunków pracy.

Trudno o zgodę na takie rozwiązanie. Natomiast jeśli jednak jakimś cudem, rządzący przedstawiliby sensowny projekt modernizacji Poczty, który zakładałby zwolnienia części pracowników, to powinni zapewnić godne odprawy dla zwalnianych, a ci, którzy by zostali, powinni dostać podwyżki płac o co najmniej 50%.

Poczta to nasze dobro społeczne

Wizerunek poczty jest kompletnie niedostosowany do korzyści, jakie płyną z jej istnienia i realizowania, często po kosztach, szerokiej sieci usług w każdym zakątku kraju. Wmawia się nam, że prywatyzacja rozwiązałaby każdy problem, a InPosty albo poczta z Berlina poradziłaby sobie lepiej.

Warto tu poczytać o tym jednym momencie, gdy InPost był przez krótki czas powszechnym operatorem, a ważne przesyłki z sądu odbierało się w punkcie obsługi pożyczek chwilówek. Prywatna firma jest nastawiona na zysk, a rola usługi publicznej jest realizowanie interesu społecznego; coś, co przynosi konkretne zyski, ale niekoniecznie od razu w rachunku finansowym. Patrzenie tylko na to jest krótkowzroczne i jedynie jakiś zawzięty obrońca milionerów mógłby pomyśleć, że to dobry pomysł.

Pisaliśmy w poprzednim tekście, że choćby poziom informatyczny Poczty jest zacofany o co najmniej 10-15 lat. Zrezygnowano z rozwoju usług kurierskich, a w zamian zaangażowano spółkę w biznes ochroniarski (Poczta wygrała przetarg na ochronę lotniska w Pyrzowicach) albo zamiany urzędów pocztowych w sklep z dewocjonaliami.

Różnej maści ekonomiści, specjaliści od prywatyzacji, jak na przykład dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego, już rozpisują się o tym, jak należy pozbyć się Poczty Polskiej, ale zadajmy sobie pytanie, co nieudolne rządy mają do realnej misji, którą spełnia i może dale spełniać z powodzeniem?

Często nasi rodzimi ekonomiści przytaczają przykłady z zagranicy np. Wielkiej Brytanii. Jednak według ostatnich informacji po prywatyzacji Royal Mail usługi pocztowe pogorszyły się. Dodatkowo ponad 60% brytyjskich obywateli chce ponownej nacjonalizacji spółki.

Do niektórych miejscowości listonosz zagląda jedynie raz w tygodniu albo jeszcze rzadziej (podobne przypadki znamy już z naszego rynku, w przypadku gdy listy dostarczał InPost). Inny przykład to Portugalia, gdzie po prywatyzacji tamtejszej poczty usługi poszły w dół. Jak w obliczu takich faktów, można powtarzać jeszcze bzdury o konieczności sprzedaży Poczty Polskiej? Chciałoby się po prostu założyć głupotę takich specjalistów, ale dziwnym byłoby, gdyby o tym nie wiedzieli.

Na takiej decyzji o prywatyzacji, choćby i nawet części (zapewne tej najbardziej zyskownej i najmniej angażującej) zarobią milionerzy jak Rafał Brzoska, a stracą zwykli ludzie, starsi, wykluczeni komunikacyjnie i mieszkający na peryferiach.

Za to można spojrzeć na realne przykłady o rozszerzeniu społecznej roli poczty do obsługi niektórych spraw urzędowych. W Stanach Zjednoczonych państwowy operator pocztowy według niektórych pomysłów miałby być powiązany np. z siecią bibliotek lub dostarczałby posiłki dla potrzebujących.

Poprzednie rządy PO i brak jakiejkolwiek zmiany narracji każą przypuszczać, że polityka zaciskania pasa będzie tym pomysłem przedstawionym przez zarząd spółki. Jednocześnie jednak znajdują się miliardy i to w trybie ekspresowym na broń, na deweloperów i dla banków. Pieniądze więc są, ale w myśl rządów by bogaci jeszcze bardziej się bogacili, nie ma ich dla reszty.

Podziel się swoją opinią!

Pamiętaj o tym, by zachować się kulturalnie dyskutując z innymi czytelnikami.


0 Komentarzy

Bądź pierwszy! Zostaw swój komentarz pod tym artykułem.